Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi zorro z miasteczka Jelenia Góra. Mam przejechane 39112.17 kilometrów w tym 1056.66 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.84 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

  • Aktywność Wrotkarstwo

Skręcenie kostki

Niedziela, 14 kwietnia 2013 · dodano: 26.06.2013 | Komentarze 0

To mój pechowy dzień. Dałem się skusić na rolki. Mateusz powtarzał mi wiele razy, żebym nie jechał. Było posłuchać. Niestety za luźno zawiązałem but i skręciłem prawą kostkę. A sezon zapowiadał się w świetlanych barwach. W końcu skończyła się zima i mrozy odeszły. Miałem już niezłą formę, jedną trasę zrobilismy nawet ze średnią ponad 30km/h. Nadszedł sezon rowerowy, w końcu, bo zima odejść nie chciała. Sezon może i nadszedł, ale nie dla mnie.

Naprawdę wolałbym skręcić tą kostkę przez brawurę, przy szybkiej jeździe na czymkolwiek albo przez jakieś inne ekstremalne przeżycia. Niestety rzeczywistość jest bardziej okrutna. Jak to się stało?

Pojechaliśmy na rolki w cztery osoby. Był z nami Filip, syn naszej znajomej. Miał na sobie rolki, które były na niego wyraźnie za duże i za luźne. Pomyślałem sobie, że skręci sobie nogę (o ironio) jak będzie miał takie luzy. Więc zaczęliśmy mu wiązać rolki mocniej. Rozłożyliśmy się na jezdni w Janiszowie i przystąpiliśmy do operacji. To nie była ruchliwa droga. Samochód raz na kilkanaście minut. Akurat jeden się zbliżał. Chciałem wstać, ale lewa noga mi odjechała. Cały ciężar ciała spoczął na nieszczęśliwie ułożonej, drugiej nodze i strzeliło.

Początkowo myślałem, że tylko coś przeskoczyło i wróciło na swoje miejsce. Co prawda ustać na nodze nie mogłem. Kostka luźno latała ze dwa centymetry w lewo i prawo, więc moja umiłowana małżonka pojechała z resztą po samochód. Jeszcze ciekawe rzeczy się działy jak czekałem na transport. Jakieś dzieci przyuważyły, że siedzę przy drodze i zawołały swoją mamę. Siedziałem niedaleko ich domu. Kobieta z daleka krzyczy czy wszystko dobrze i czy mama po mnie przyjedzie. Chyba dwa razy jej krzyczałem, że żona, a nie mama. W końcu załapała. I to był ostatni gwóźdź do trumny.

W szpitalu nie czekałem długo. Okazało się, że nie mam złamań, więc gipsu nie będzie. Ale torebka stawowa i ścięgna poszły w drobny mak. A za oknem piękna pogoda.
Kategoria Urazy i kontuzje



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!