Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi zorro z miasteczka Jelenia Góra. Mam przejechane 39112.17 kilometrów w tym 1056.66 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.84 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 14.20km
  • Teren 14.20km
  • Czas 03:53
  • VAVG 3.66km/h
  • Kalorie 1229kcal
  • Podjazdy 1323m
  • Sprzęt Scarpa Mojito
  • Aktywność Wędrówka

Tatry, dzień 5: Ciemniak, Krzesanica, Małołączniak, Konradowska Kopa, Giewont z łańcuchami, burza i owieczki

Środa, 2 września 2015 · dodano: 20.09.2015 | Komentarze 0

Następny nocleg w Hotelu Kalatówki, czyli tam gdzie pierwszej nocy spaliśmy. Zapowiadał się deszcz i było duszno. W takich warunkach powinno unikać się gór, ale zapowiadali, że dopiero od 14:00 pogoda miała się popsuć. To by zakończyło okres ładnej pogody, z której cieszyliśmy się do tej pory. Michał zdecydowanie stwierdził, że nie ma się czego bać. Poszliśmy przez Czerwone Wierchy, tylko teraz w drugą stronę.


Początek to ponad 2h ładnego szlaku ze schroniska na Ciemniak.


Generalnie trasy w Tatrach nie należą do najłatwiejszych.


Nadzieja na ładne widoki prysła. Wejście na Ciemniak zrobiło się mgliste. Szliśmy kroczek po kroczku w górę, a było dość stromo. W piątym dniu grupa już miała wyrobione tempo, nie za wolne, nie za szybkie. I tak szliśmy i szliśmy.


Żeby w końcu zobaczyć morze chmur.


Polska strona była zadymiona, a Słowacka przejrzysta. Tym grzbietem szliśmy w stronę Przełęczy Kondrackiej pod Giewontem, którego tym razem chcieliśmy zaliczyć. Pod Giewontem dowiedzieliśmy się, że trasa nie jest łatwa, bo są nawet łańcuchy. Mi się kojarzą z Orlą Percią i śmiercią. Ale skoro Michał przeszedł Orlą Perć, to tutaj poprowadzi.


Trasa nie była taka trudna jak myślałem, jednak było gdzie zginąć. Po zejściu z Giewontu ludzie na trasie mówili, że mocno walnęło koło nich piorunem i Giewont odpuścili. My nic nie słyszeliśmy na szczycie. Przy zejściu rozpadało się mocno, pioruny strzelały coraz głośniej. Byliśmy już dość nisko, więc komórki nie gasiłem. Nagranie trasy na Stravie ważniejsze ;-)


Fajnie było zdobyć Giewont zaraz przed burzą, żeby potem przeczytać coś takiego.


Zlało nas mocno. Ale po jakimś czasie mogliśmy już zdjąć z siebie płaszcze przeciwdeszczowe, które też koniecznie trzeba mieć ze sobą w górach.


Na koniec trasy zachwycaliśmy się stadem owiec. Koniec dnia standardowy, czyli prysznic, jedzenie, pranie, ładowanie komórek i innego sprzętu, spanie.





Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!