Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi zorro z miasteczka Jelenia Góra. Mam przejechane 39112.17 kilometrów w tym 1056.66 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.84 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Ponad 100km

Dystans całkowity:4035.94 km (w terenie 5.00 km; 0.12%)
Czas w ruchu:160:25
Średnia prędkość:25.16 km/h
Maksymalna prędkość:82.99 km/h
Suma podjazdów:47628 m
Maks. tętno maksymalne:200 (95 %)
Maks. tętno średnie:171 (81 %)
Suma kalorii:109116 kcal
Liczba aktywności:32
Średnio na aktywność:126.12 km i 5h 00m
Więcej statystyk
  • DST 104.32km
  • Czas 04:15
  • VAVG 24.55km/h
  • VMAX 55.85km/h
  • Temperatura 9.9°C
  • HRmax 200 ( 95%)
  • HRavg 163 ( 77%)
  • Kalorie 3198kcal
  • Podjazdy 1291m
  • Sprzęt Scott Speedster 20
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Fajnie extra superaśnie

Niedziela, 29 marca 2015 · dodano: 29.03.2015 | Komentarze 2

Dziś w nocy była zmiana czasu i wszyscy mi mówili, że będzie się krócej spało. Hahaha, gadanie. Spałem do 12, nawet nie pamiętam którego czasu mimo, że Mateusz dzwonił w sprawie roweru od 7 rano!!! Też go kiedyś obudzę... Odebrałem telefon dopiero gdzieś o 10. Kot też mnie budził regularnie od 7 rano w sprawie jedzenia w misce. Miał suchej karmy nasypanej, ale arystokrata chciał świeżej puchy. Nic z tego, spałem i koniec. A na rower pojechaliśmy po 13. Ale za to jak się wyspałem... Mówię Wam! Potem solidne śniadanie/obiad i w drogę. Mateusz już nie wytrzymał i wyszedł pojeździć wcześniej, nabił 20km zanim dołączyłem do niego. Dzisiaj udało się niezłą ekipę zmontować całkiem niespodziewanie, sam myślałem, że z łóżka do 17 nie wyjdę. A był Jurek, Mateusz i Dominik :-) Najpierw Karpacz, tam nas zlało deszczem. Na Orlinek wyścigi, byłem trzeci niestety, Dominik się zmobilizował. Ale nie dużo brakowało. Potem odwieźliśmy Dominika do Mniszkowa. Jak z tej góry będzie jeździł regularnie po bułki do Janowic, to forma będzie normą. Dojechaliśmy do samego końca asfaltu. Też nie było łatwo. Paweł szacun za wjechanie tam na blacie. Tu także byłem trzeci. Nachylenie powyżej 8% stopowało mnie bardziej niż Dominika i Mateusza. Ostatnie 20km samemu, bo chciałem do 100km dobić. Tu zlało mnie deszczem drugi raz, ale dobry nastrój cieszył się nawet wiatrem i deszczem. Więc dziś pierwsza stówka od nie pamiętam kiedy.


To był dopiero początek imprezy :-)


Tuż przed wysypiskiem śmieci. Ostatnie wdechy czystego powietrza.


Dziś chciałem wypruć z siebie wszystkie siły, ale nie udało się. Czyżby treningi na niskim tętnie tak szybko przyniosły efekt wypoczęcia? Dawno nie czułem się tak dobrze. Orlinek i Mniszków zaliczony, a jeszcze było mi mało.

Waga po treningu: 70.6kg.


Kategoria Ponad 100km, Treningi


  • DST 125.45km
  • Czas 04:33
  • VAVG 27.57km/h
  • VMAX 61.08km/h
  • Temperatura 19.8°C
  • HRmax 186 ( 88%)
  • HRavg 163 ( 77%)
  • Kalorie 3387kcal
  • Podjazdy 1175m
  • Sprzęt Scott Speedster 20
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Pasmo porażek kończy sezon

Niedziela, 12 października 2014 · dodano: 12.10.2014 | Komentarze 5

Wczoraj pisałem po przyjściu ze Śnieżki po 5h chodzenia, że dziś będzie niezła przygoda rowerowa albo wielkie nic. Mogłem napisać, że będzie nudny, długi trening. A była przygoda jednak niestety. Przyznam się, że plan był "dużo chcemy, mało możemy". Otóż chciałem kupić przez internet dwie lampy Mactronic Noise 300, ale wszystkie były na allegro wyprzedane. Brat kupił takie dwie sztuki, w tym jedną dla Mateusza, w Oławie, czyli 20km za Wrocławiem. I właśnie tam mieliśmy się udać, a co więcej mieliśmy też tego samego dnia wrócić. Plan przewidywał 305km i 2300m pod górę. Plan zakładał, że może się nie udać i mieliśmy opcję powrotu pociągiem. Było jeszcze gorzej.

Do Oławy trasa ma 150km. Wyruszyliśmy dopiero o 11:00. Śnieżka z dnia poprzedniego dała się we znaki. Kowarska poszła jako tako, potem też było fajnie. Problemy zaczęły się jak dotarliśmy do Wałbrzycha i Strava zgubiła sygnał GPS. Przestała mierzyć trasę, mnie nerwica brała. Google Maps pokazywał lokalizację, opcja Routes w Strava też pokazywała dobrze, ale proces nagrywania w Strava nie widział sygnału. Wściekły, ale tak wewnętrznie, ze stoickim spokojem na zewnątrz, wyłączyłem nagrywanie po 1h50m trasy. Potem już nie było jazdy, a myślenie jak to naprawić. Telefon HTC One, świeżo kupiony, miałem na ramieniu HR przymocowany do kierownicy. Zjazd do Wałbrzycha i telefon razem z głowicą HR poleciał na asfalt. Nie kupujcie takie ramienia, lepsze jest z systemem 4QF. Tamto idzie do kosza. Wiem, że pierwsza rysa na telefonie boli, a to co się stało z telefonem przechodzi pojęcie pierwszej rysy. Obudowa jest cała poobdzierana. Dziwne, że ekran cały i nietknięty. iPhone'a bym już musiał wyrzucić do kosza. Telefon na szczęście dalej działa, ale już nie wygląda.

Potem co nieznane skrzyżowanie musiałem nawige wyciągać z kieszeni i już było mniej dynamicznie. Zmęczenie rosło i przy Ślęży ledwo już kręciliśmy. Tam już odpuściliśmy 300km i chcieliśmy się zadowolić dotarciem do Oławy. Strave z ciekawości odpaliłem jeszcze na poobijanym telefonie za Ślężą i zaczęła normalnie działać (?!), ale to był już 102km trasy. Do tego luzy w nowych kołach zrobiły się większe i na dziurach kosztownie brzęczało. Ale wypłaszczyło się i było lekko. Frunęliśmy przez wiochy po 35km/h i do Oławy została już 1h jazdy. W Borowie stało się najgorsze. Mateuszowi urwał się hak od przerzutki. Strzeliła i wkręciła się w koło, owinęła się łańcuchem dookoła kasety. Nawet kółeczka od przerzutki pękły w pół. Łańcuch i przerzutka na 100% są do wymiany. Kasetę i szprychy da się uratować jeszcze.


Nie udało nam się jej odczepić z tego miejsca. Nie można było też ściągnąć koła. Zakleszczyło się mocarnie.


Wygięta przerzutka. Nie mogliśmy tego rozmontować, a co najgorsze, że spinka od łańcucha była w samym epicentrum zaplątanego łańcucha.


Tutaj zaszło zdarzenie. Borów, teraz będzie już sławne. Został tylko poobdzierany telefon do mojego brata, który mieszka w Oławie. Z dobroci serca zawiózł nas do Jeleniej Góry. A miało być tak pięknie. Dawno nie wróciłem na tarczy z takiej wyprawy, no może poza zawodami w Trutnovie ;-) Sezon dla Mateusza się skończył. Ja też już mam dość dwuletniego sezonu 2013/2014. Jak człowiek zmęczony, to popełnia za dużo błędów. Już pewnie nie sięgnę po te chociażby 200km w jeden dzień w tym roku.


Kategoria Ponad 100km, Treningi


  • DST 140.11km
  • Czas 05:43
  • VAVG 24.51km/h
  • VMAX 75.62km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 179 ( 85%)
  • HRavg 149 ( 70%)
  • Kalorie 3761kcal
  • Podjazdy 1787m
  • Sprzęt Scott Speedster 20
  • Aktywność Jazda na rowerze

Babia Góra

Środa, 10 września 2014 · dodano: 10.09.2014 | Komentarze 0

Pogoda ładna więc pojechaliśmy daleko, ale trasę dopasowaliśmy do naszych możliwości. Mniej gór, więcej kilometrów. Od początku bolały mięśnie po wczorajszych wspinaczkach.


Droga z Żywca do Słowacji. Ja, Zachariasz i Jurek. Tu Zachariasz powątpiewał w swoje siły. Po wczorajszym miał nieźle poszarpane mięśnie. Ale stwierdził, że jedzie "umrzeć" i koniec.


W słowackiej wiosce jakaś kobieta coś nadawała przez te megafony uniesionym, doniosłym głosem. Nie miałem pojęcia o czym mówiła, ale czułem się jak w Korei Północnej przy ogłaszaniu postanowień wielkiego wodza. Taką komuną wiało z tych głośników. Zachariasz mówił, że być może to jakieś kościelne kazanie. Żałuję, że nikogo o to nie zapytałem. Audycja była nadawana w całej kilkunasto-kilometrowej wiosce.


Pycha obiadek w nagrodę za jazdę. Słowacja nie rzuciła nas na kolana. Pola, mało gór. Po obiedzie, który już w Polsce był, wspinaczka na Babią Górę. Złapałem kapcia, Zachariasz pojechał sam, bo chciał wolniej jechać bez nas, a my z Jurkiem naprawialiśmy rower. Potem ruszyliśmy w pościg, żeby dogonić gagatka, ale Jurkowi poszła szprycha i znów był postój. Nie złapaliśmy Zacharego, czekał na samym szczycie aż 5 minut w pełni zadowolony. To było jego moralne zwycięstwo. Szybkie siku w krzakach i zjazd do Zawoi 15km. Fajny, ale bez większych emocji.


Kolejny podjazd po Babiej Górze. Tu już było ciężko, ciągle po 7%. Od tego momentu liczyliśmy na to, że nie będzie więcej podjazdów, ale jakże srogo się myliliśmy. Potem jeszcze było 30km interwałowych podjazdów i zjazdów. Niektóre dawało się z rozpędu, a inne trzeba było męczyć. Jurek robił sprinty na nich jako jedyny. Skąd te siły?! Potem dowlokliśmy się do Jeziora Żywieckiego i już byliśmy prawie w domu. Na sam koniec niezły max 75km/h, gdybym miał większą korbę to 90 byłoby spokojnie.




  • DST 102.08km
  • Czas 03:44
  • VAVG 27.34km/h
  • VMAX 60.69km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • HRmax 194 ( 92%)
  • HRavg 158 ( 75%)
  • Kalorie 2676kcal
  • Podjazdy 934m
  • Sprzęt Scott Speedster 20
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Mokre 100km

Środa, 23 lipca 2014 · dodano: 23.07.2014 | Komentarze 0

Łudziłem się, że Mateusz odwoła trasę z powodu deszczu. A tak wyrwał mnie z drzemki po pracy prosto na mokre ulice. Padało odkąd wyszliśmy przez pierwsze 30km. Potem słonko poświeciło, ale zimno było trochę. Dzisiaj taka siłowa wytrzymałość bez przeginania z tempem.

Waga po treningu: 70.6kg


Kategoria Ponad 100km, Treningi


  • DST 114.02km
  • Czas 04:08
  • VAVG 27.59km/h
  • VMAX 64.18km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 1638m
  • Sprzęt Scott Speedster 20
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Lubawka boli

Niedziela, 13 lipca 2014 · dodano: 13.07.2014 | Komentarze 9

Bardzo mi miło, że poznaliśmy dziś osobiście Marcina z Lubawki. O 7:30 zbiórka w Lubawce, gdzie przyjechaliśmy samochodem z rowerami na dachu. W składzie trzech osób ruszyliśmy na Łączną i potem do Czech. Najpierw pogaduchy i miłe tempo. Pierwsza zadyszka chwyciła mnie dość szybko, ale jazda była bajerancka. Po za momentem zrobienia snake'a na przejeździe kolejowym. Uderzyłem kołem o szynę i zmieniałem kapcia. Też nie udało mi się małą pompką napompować koła na maksa. Jednak od 50km kryzys pogłębiał się u mnie i spowalniałem ekipę. Dopóki mają cierpliwość, będę z niej korzystał :-) Ale spowalniałem w sumie tylko na podjazdach > 3%. Marcin zabrał nas w nieznane, więc nawet nie wiem za bardzo gdzie byłem. Trasa interwałowa dała w kość. Było kilka podjazdów > 10%, na których mięśnie piekły, nogi miękły i "obiecywałem" sobie, że na rower już nie wsiądę. Na szczęście szybko mi to przechodziło. Najbardziej podobały mi się dzisiaj zjazdy, na których mam coraz mniejsze lęki, dzięki czemu więcej jest z tego radochy. Dzięki za wspólny trening.


Kategoria Ponad 100km, Treningi


  • DST 128.11km
  • Czas 04:55
  • VAVG 26.06km/h
  • VMAX 61.66km/h
  • Temperatura 23.3°C
  • Podjazdy 1777m
  • Sprzęt Scott Speedster 20
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Strasznie ciężko

Sobota, 5 lipca 2014 · dodano: 05.07.2014 | Komentarze 6

No może nie tak ciężko jak dziś mieli na Bike Adventure. Współczucia dla nich, bo dziś naprawdę duszno. Od samego początku problemy z oddechem i noga nieświeża. Udało się wyruszyć w trasę tylko z Mateuszem, ale dopiero po 11:00. Mateusz chciał najpierw kupić okulary kolarskie. I zakupił takie fajne w czerwonym kolorze. Od Szklarskiej Poręby, przez Czechy i do Świeradowa padał nieprzerwanie deszcz. Uratowało to nas trochę od ukropu, ale na zjazdach trzeba było uważać. Od Świeradowa temperatura znów wysoka. Dalibyśmy radę dziś te 200km zrobić, ale dużo by nas to kosztowało. Ale pojedziemy do tej Bogatyni innym razem.


Jezioro w Czechach. Leży dość wysoko w górach Izerskich.


Elegancka trasa. Zjazd na końcu jest super fajny. Długi i bajeranckie zakręty. Gdyby nie było mokro to byłoby jeszcze więcej frajdy.


Czeskie miasteczko.

Waga po treningu: 68.6kg.


Kategoria Treningi, Ponad 100km


  • DST 146.75km
  • Czas 05:44
  • VAVG 25.60km/h
  • VMAX 67.48km/h
  • Temperatura 22.7°C
  • Podjazdy 1695m
  • Sprzęt Scott Speedster 20
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Czechy w remoncie

Czwartek, 19 czerwca 2014 · dodano: 19.06.2014 | Komentarze 10

Wczoraj w końcu się zebraliśmy i udało się umówić większą grupą na większy wypad. Powracamy do długich dystansów, a właśnie to najmilej wspominamy z zeszłego roku. Wyruszyłem z Mateuszem, Jurkiem oraz Sebastianem, który niespodziewanie dołączył do nas w ostatniej chwili. Sebastian był na górskim rowerze, ale jemu nie straszne długie, szosowe trasy. Plan na dziś to uderzyć na Czechy przez Jakuszyce, a wrócić Okrajem.


Wyjechaliśmy trochę po 9:00. Na początku było wesoło i nastroje dopisywały. Na zdjęciu widać jak stoimy na światłach gdzieś w Cieplicach. Co prawda ja z Jurkiem byliśmy trochę zmęczeni trasą do Kamiennej z poprzedniego dnia. Cały czas pilnowałem, żeby tempo było dobre i godne dla każdego. Podjazd pod Szklarską Porębę pokazał jak szybko może się wszystko zepsuć. Do tego miejsca jechaliśmy zwartą grupą. Wystarczył jeden dodatkowy kolarz, który nas tam złapał, i wszystko się pozmieniało. Gość na oko około 40 lat, ale formę miał niezłą. Do tego miał w planach identyczną trasę do naszej. Pojechał trochę, przebijał się wolno przez nasz peleton aż w końcu pognał do przodu. Jak już nowy kolega znikał daleko za zakrętem, Mateusz z Sebastianem wyrwali za nim. Coś w nich pękło. Ja szczerze mówiąc nie miałem ochotę kręcić szybciej i zostałem z Jurkiem. Potem dogoniliśmy Sebastiana, ponieważ dopompowywał koło w góralu. Na kamolu idzie gładko. Powiedział, że nie utrzymał za nimi tempa. Nasz uciekinier i Mateusz zniknęli bez śladu. Tuż przed Jakuszycami Mateusz stoi zadowolony przy jezdni i opowiada, że dogonił gościa, wciągnął i zostawił, a następnie poszedł do lasu na siku. Mimo tego musiał czekać na nas, a kolarz pojechał dużo przed nami.


Za Harrachovem już lekka trasa, ale z częstymi remontami drogi. Co chwilę postoje na światłach, bo ruch był w danym czasie jednostronny. Ale widoki i trasa super.


Tu właśnie stoimy na takich światłach. Szkoda, że nie zrobiliśmy zdjęcia jak to wygląda. Czekamy na swoją kolej. Niestety po kilku takich postojach przestaliśmy patrzeć na sygnalizację świetlną i jechaliśmy też na czerwonym. Raz ktoś nas strąbił, mimo że jechaliśmy wyłączonym z ruchu pasem. W końcówce też najechaliśmy na jeszcze ciepły asfalt i mieliśmy całą masę małych kamyczków przyklejonych do opony. Na jednym z takich postojów świetlnych widzieliśmy też grupę motocyklistów z kaskami na wzór ludzkich czaszek. Wyglądało to niesamowicie, niczym Ghost Riders. Zdjęcia nie ma, bo bałem się, że spuszczą mi łomot za zrobienie foty ;-) Jurek mimo tego ostro ich zagadywał :-) Potem do Vrchlabi było z górki.


Czeskie drogi są o niebo lepsze od naszych. Zdjęcie pokazuje jeszcze trasę sprzed Vrchlabi, ale co się okazało za Vrchlabi dogonił nas ten sam kolarz co rozerwał nas przed Szklarską. Odskoczył na jakąś górkę, którą my ominęliśmy i tym sposobem znalazł się znów z tyłu. To ma w sobie jakąś moc kiedy ktoś Cię objeżdża. Tym razem znów pojechał kawałem z nami, a potem zostałem już tylko ja, Mateusz i nasz nowy przodownik pracy. Sebastian z Jurkiem zostali z tyłu. Tym razem na jednej górce popracowaliśmy mocniej i zostawiliśmy kolegę z tyłu. Ale potem poczekaliśmy na naszą ekipę, a kolarz pojechał do przodu i tym razem. Od tego momentu znów jechaliśmy zwartą grupą.

Co tam jeszcze się wydarzyło? Ha. Mateusz dziś szalał. Ciężko nad nim zapanować, ale przed podjazdem na Okraj zdążył jeszcze ścigać się zawodowym kolarzem. Mati żałował, że ten mu skręcił gdzieś w lewo i nie mógł kontynuować pościgu. I ten tekst, że jak sił mu braknie to na honorze pojedzie... :-D


Końcówka trasy jednym wdawała się we znaki, a innym nie wdawała się w ogóle. Mowa o podjeździe na Okraj. Ostatnio co czytam relacje jakąś to ktoś tam umiera. Dziś padło na Jurka, chociaż sam tam niedawno wracałem ledwo co w towarzystwie Mateusza i Pawła.


Ale Jurek jest twardy i nie dał się łatwo.


Zaraz po tym fragmencie dojechała do nas stara Tatra. Mateusz znów bez zastanowienia czepił się ciężarówy i zniknął. Reszta peletonu się rozciągała, ale w końcu Mateusz wrócił i pomagał Jurkowi, natomiast ja z Sebastianem pojechaliśmy szybciej na górę. Sebastian podobno pierwszy raz był na Okraju!

Od Okraju do Jeleniej było pod wiatr. Tam też brakowało już niektórym energii, ale dojechaliśmy solidnie do końca. Na szczęście mi nie brakło prądu ani razu i jestem z tego zadowolony. Dzięki za trasę i szacun za pokonane dziś trudności.

Waga po treningu: 68.1kg.


Kategoria Ponad 100km, Treningi


  • DST 109.77km
  • Czas 04:07
  • VAVG 26.66km/h
  • VMAX 74.85km/h
  • Temperatura 21.4°C
  • HRmax 192 ( 91%)
  • HRavg 166 ( 79%)
  • Kalorie 3173kcal
  • Podjazdy 1451m
  • Sprzęt Scott Speedster 20
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Długi trening lekkim tempem

Środa, 21 maja 2014 · dodano: 21.05.2014 | Komentarze 8

Najpierw wyczyściłem przerzutkę przednią, która już była tak sklejona, że nie dało się jej używać. WD-40 wszystko wyczyści. Chodziła jak masełko, a tego płynu do czyszczenia przerzutek ze sklepu Giant'a już więcej nie kupię, bo to do niego cały brud się kleił.

W końcu udało mi się rozjeździć. Mateusz na początku nie mógł jechać, więc sam pojechałem na Kamienną. W Kamiennej średnia 27,0km/h. Powrót przez Miedziankę, gdzie prędkość maksymalna jak zwykle piękna. Bałem się alergii, ale jakoś dziś nie atakowało, a może te pół litra wody z wapnem zadziałało. Po 68km około spotkałem się z Mateuszem w Karpnikach (tu średnią miałem już 27.8km/h) i pojechaliśmy razem na Karpacz. Na samym szczycie zaszło już Słońce i musiałem włączyć światło, które jak zwykle zdaje egzamin. Szybki powrót do domu i radość z przebytej trasy. Nie jestem nawet tak bardzo padnięty, ale z drugiej strony boję się, że nie odpocznę do soboty. Za to dziś dojechała paczka z Nutrendu, więc mam Regener. Mam nadzieję, że pomoże.

I licznik się sam naprawił. Musiał też się rozjeździć po Memoriale Zawadzkiego chyba. Podejrzewam, że gdybym nie pojechał na Memoriał, to Zdzieszowic bym nie oddał Marcinowi tak łatwo.

Waga po treningu: 67.0kg.


Kategoria Ponad 100km, Treningi


  • DST 106.53km
  • Czas 04:37
  • VAVG 23.08km/h
  • VMAX 63.21km/h
  • Temperatura 12.5°C
  • HRmax 188 ( 89%)
  • HRavg 159 ( 75%)
  • Kalorie 3299kcal
  • Podjazdy 2086m
  • Sprzęt Scott Speedster 20
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Czeski mordulec

Niedziela, 20 kwietnia 2014 · dodano: 20.04.2014 | Komentarze 10

Pojechałem z Mateuszem i Pawłem na trening, jak jeszcze dojdzie do tego gdzie pojechaliśmy, to można łatwo sobie wyobrazić w jakim stanie wróciłem. Wyjazd o 7:45 z Jeleniej Góry. W Kowarach o 8:35, gdzie spotkaliśmy Pawła. Podjazdu na Okraj jeszcze nigdy takim tempem nie robiłem, ale ujechałem za nimi do końca. Potem w Czechach robiliśmy jakieś 19% sztywne podjazdy w okolicach Pec pod Śnieżką. Tam ostro się zaczęło. Paweł z Mateuszem trochę z przodu, ale potem Mateusz mocno wyrwał i zniknął w horyzont. Nie wiedziałem, że można coś takiego zrobić. Ma kasetę 25 zębów, a frunął pod tą górę naprawdę mocno. Powrót przez kolejne sztywne podjazdy, co więcej nawet zjazdy dawały po kościach, bo nachylenia kosmiczne. No i kiedy nie miałem już sił, chyba z głodu, to wymyślili, żeby jechać na Jelenkę. Myślałem, że żartują. Na podjeździe pod tą Jelenkę było już masakrycznie. Mateusz pierwszy, Paweł za raz za nim, a ja już skapitulowałem. Ale podjechałem całość na jeden raz. W krytycznych momentach kręciłem z kadencją 40 i miałem 4,5km/h. Nachylenie od 10-19%, głównie 15%. Przy 12% już było lekko i cieszyłem się, że w końcu łagodnie idzie. Już miałem taką galaretę w nogach, że nawet tętno mi spadło do 150 i nie chciało urosnąć. Poza tym w głowie mi się kręciło. Na górze czekolada i do domu.


Nie wiem gdzie to jest, bo Paweł prowadził. Nawet nie umiałem tej trasy zaznaczyć w Bikemap. Ale to właśnie tam nieco wyżej zacząłem głodować i umierać.


Tu Mateusz krzyczał, że mu mało nachylenia.


Jelenka zdobyta. W sumie nigdy wcześniej tam nie byłem.


Nie ma mapy, ale jest profil. Cztery razy robiliśmy wjazd powyżej 1000m n.p.m. Licznik podał, że dach wycieczki był na wysokości 1254m n.p.m. No i to już drugi raz, kiedy mam 2000m ściany w jednym wyjściu. Oba z Pawłem!

Mateusz narzekał, że formy nie ma, a to co dziś pokazał zadziwiło mnie totalnie. Pojechał w czwartek 112km, w piątek ponad 40km, w sobotę 120km, a w tym dwa razy Karkonoska, a dzień po tym kolejna stówa z 2000m przewyższeń, a do tego nie wyglądał na zmęczonego. Ja tego nie pojmuję na chwilę obecną. Paweł dziś nie był w takiej formie jak zwykle, ale i tak to było bardzo mocno w moim odczuciu. Dzięki koksy za trening.

Waga po treningu: 65.9kg.
Kategoria Ponad 100km, Treningi


  • DST 130.56km
  • Czas 05:17
  • VAVG 24.71km/h
  • VMAX 64.38km/h
  • Temperatura 16.1°C
  • HRmax 193 ( 91%)
  • HRavg 171 ( 81%)
  • Kalorie 4200kcal
  • Podjazdy 2252m
  • Sprzęt Scott Speedster 20
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Rekord przewyższeń

Czwartek, 3 kwietnia 2014 · dodano: 03.04.2014 | Komentarze 9

W przeciągu ostatnich dwóch dni zanotowałem już dwa nowe rekordy. W niedzielę na MTB licznik pokazał 26% nachylenia na podjeździe, a dziś ilość metrów w pionie wyniosła 2252m. Paweł to niezły niszczyciel. Ostatnio tempo miał mocne, a dziś wyznaczył trasę, która sama w sobie była mocarna. Takie treningi na pewno przyniosą spodziewane rezultaty. Mimo, że na ostatnim podjeździe było już bardzo ciężko, to dojechałem godnie na samą górę.


Końcówka podjazdu pod Przełęcz Karkonoską. Gdzieś tam pokazało 18% nachylenia. Paweł robił niezłe foty, też muszę się lepiej do tego następnym razem przyłożyć. Za ciepło się ubrałem. Na podjazdach kipiałem, a na zjazdach nie zdążyłam się nawet ochłodzić. Na samym szczycie też ciepło i wiosennie.


Końcówka zjazdu z Karkonoskiej. Doszliśmy zmianami jakiegoś Czecha, który jest widoczny na zdjęciu. Tam było mocne tempo, ale widać nie aż tak mocne, żeby Paweł nie dał rady zrobić zdjęcia :-) Po 2 albo 3 moich zmianach już nie wytrzymałem tempa i odpuściliśmy z Pawłem na moją prośbę. Czech odjechał, ale samemu już tak nie gonił i ponownie go doszliśmy. Potem on pojechał w swoją drogę, a my na drugi podjazd. Czech był fajny, ale coś mu kolana przeskakiwały przy pedałowaniu i dziwnie to wyglądało.


To chyba drugi podjazd. Paweł sugeruje równe, ale nie leniwe tempo. Czasem protestowałem, ale tutaj jeszcze noga nawet podawała.


To niezłe zdjęcie. Zastanawiam się czemu po mnie tak widać, że mam dość. Paweł natomiast ma całkiem odwrotnie, albo nie miał dość w ogóle ;-)


Podjazd na Okraj. Ja już miałem serdecznie dość. Wody brakowało i jak obserwowałem strumień koło drogi to pragnienie potęgowało się. Ale na Okraju zatankowałem bidony. Mimo, że nie było już więcej żadnych podjazdów to dałem radę je wypić zanim dojechałem do domu.


To też fajna fota. Podjazd na Okraj, chyba końcówka. Moja mina już mówi sama za siebie. Zjazd z Okraju po stronie polskiej bardzo piaszczysty, ale od Kowarskiej już było elegancko. Na zjeździe na Kowary pożegnaliśmy się i zostałem już sam aż do Jeleniej. Końcówkę pojechałem przez Łomnicę, bo na Sudeckiej jest kilka metrów przewyższeń więcej, a już jęczałem z zadowolenia i bólu jednocześnie mniej więcej coś na kształt "hahaaaała". Parodiując sprawę opracowywałem nawet taktykę jak podjechać pod ulicę Słowackiego. Rower też udało się wnieść na pierwsze piętro ;-)

Dzięki Paweł za pokazanie trasy i zrobienie mocnego treningu.

Waga po treningu: 65.6kg.


Kategoria Ponad 100km, Treningi